Zapraszamy do lektury kolejnego wywiadu ukazującego się w ramach serii „Rynki lokalne w obliczu pandemii COVID-19”.
Poniższa rozmowa przeprowadzona została z Urszulą Podurgiel – prezeską Stowarzyszenia Adelfi i Kamilą Guzewicz – animatorką w Ośrodku Wsparcia Ekonomii Społecznej w Stowarzyszeniu Adelfi. Kamila Guzewicz wraz z Tomaszem Pragskim (lokalnym rolnikiem) utworzyli Inicjatywę Łącznik, która pośredniczy w sprzedaży produktów spożywczych bezpośrednio od lokalnych rolników i wytwórców z terenu subregionu ełckiego.
Wywiad przeprowadziła Iwona Olkowicz – ekspertka współpracująca z Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich, a pytania ułożyła Hanna Szubert-Bień, pracowniczka FAOW.
Pojawienie się COVID-19 w Polsce postawiło wiele branż handlowych i usługowych przed zupełnie nowymi wyzwaniami, takimi jak dopasowanie ich oferty do niecodziennych warunków sprzedażowych. Czy widzisz w tej sytuacji szansę na rozwój rynków lokalnych, na wsparcie lokalnych rolników i lokalnych dostawców?
Urszula Podurgiel: teraz paradoksalnie mamy wielką szansę na rozwijanie krótkich łańcuchów dostaw, na dostarczanie produktów od lokalnych rolników i producentów. Dostawa produktów za pomocą kooperatyw, takich jak Inicjatywa Łącznik podwyższa poziom bezpieczeństwa (w szczególności odbiorców), bo znamy bardzo dobrze źródło pochodzenia poszczególnych produktów. Kupujący wie kto konkretnie produkuje dany towar. Drugi obszar to rozwój gospodarczy – w sytuacji, w której gospodarka nie rozwija się, poszczególne jej gałęzie zwalniają, zawieszają działalność, to my jako lokalna wspólnota możemy budować odpowiedzialność za lokalną gospodarkę. Wzmacniać poczucie, że potrzebujemy siebie nawzajem oraz wspierać rozwój lokalnych produktów i usług. Krótkie łańcuchy dostaw mogą tu być doskonałym rozwiązaniem. Lista produktów mogłaby być dużo większa i liczba lokalnych producentów mogłaby rosnąć, gdyby nie ograniczające przepisy. Myślę, że rozwijanie takich inicjatyw jest dobrą drogą, którą należy podążać.
Czy możesz podać przykłady działań, jakich podjęli się lokalni producenci i czy już w tym momencie można wstępnie ocenić, czy ich inicjatywy są sukcesem? Z jakim odbiorem społecznym się spotykają?
Urszula Podurgiel: W Ełku od końca 2019 roku zaczęła działać Inicjatywa Łącznik, która jest zalążkiem kooperatywy spożywczej, młodziutką platformą pośrednictwa między producentami lokalnymi a odbiorcami płodów rolnych i artykułów głównie spożywczych, opartych na naturalnych, zdrowych produktach. Łącznik zaczął testować zapotrzebowanie odbiorców, ofertę dostawców, testuje organizację całego tego przedsięwzięcia, także pod względem ekonomicznym. Jest to jedyna taka zorganizowana formuła działająca na Warmii i Mazurach, którą znam. Oprócz tego znam całą masę fantastycznie działających Kół Gospodyń Wiejskich, które gdyby zebrać razem, mogłyby być potężnym producentem lokalnie wytwarzanej zdrowej czy tradycyjnej żywności. To jest też przestrzeń do zagospodarowania i warto ten kanał przepływu ich dóbr w naszą stronę udrożnić. Mamy potężne zasoby, ale nie mamy dobrych kanałów ich dystrybucji.
Kamila Guzewicz: Inicjatywa Łącznik, którą stworzyliśmy z Tomaszem Pragskim zaczęła się od tego, że w mojej pracy jako animatorki OWES zauważyłam, jak wiele ludzi w swoich wioskach wytwarza produkty bardzo dobrej jakości (sery, chleby czy ciasta), a ma duże trudności żeby je sprzedać. Moja praca polega na dążeniu do ekonomizacji społecznej, wspieraniu grup mieszkańców w tym, żeby zarabiali na tym, co umieją robić. Kiedy wypracowywałam z mieszkańcami wsi konkretne produkty, zauważyłam, że nie ma gdzie tego sprzedać, bo festyn jest raz do roku, podobnie jak dożynki czy inne okazjonalne wydarzenia. A tych produktów jest naprawdę dużo i można by je wytwarzać regularnie. Dlatego postanowiliśmy we wrześniu 2019 roku zrobić Targi Ekonomii Społecznej w Ełku – wokół tej inicjatywy pojawiła się grupa osób, które chciały i były już gotowe do przystąpienia do kooperatywy spożywczej. I tak zaczęliśmy. Ja pełnię rolę koordynatora przy okazji działań OWES: odbieram produkty, kontaktuję się z dostawcami, promuję ofertę Łącznika.
Mogę nieśmiało powiedzieć, że Łącznik mimo krótkiego stażu, cieszy się już sukcesem. Dostawcy płodów rolnych w Łączniku też sprzedawali swoje produkty na targu. Ale wiemy od nich, że nie mieli takiego zbytu, jaki mają teraz w Łączniku. Łącznik nie tylko zwiększa ich sprzedaż, ale także identyfikuje ich z produktem. Ja dążę do tego, żeby kupujący wiedzieli od kogo są buraki, chleb czy inny produkt, a z drugiej strony, żeby producenci dbali o jakość, bo wiedzą kto lubi i kupuje ich produkty.
Dostajemy sygnały od kupujących, że Łącznik jest potrzebny, że jest to też przestrzeń do porozmawiania z producentem, do zadania pytań o zakwas czy inne tajniki produkcji danego towaru. Na początku zaczynaliśmy od znajomych, teraz grono odbiorców się powiększa, nawet jeżeli kogoś nie znałam wcześniej, to dzięki Łącznikowi już jesteśmy znajomymi.
Pierwszą tabelę z produktami zrobiliśmy w listopadzie 2019, teraz (czerwiec 2020) mamy około 30 stałych odbiorców, dostawców mamy już 15, w tym: osoby fizyczne, rolników, przedsiębiorstwa i Koła Gospodyń Wiejskich. Biorąc pod uwagę tak krótki czas działania, Łącznik okazał się sukcesem.
Czy są jakieś zagrożenia dla rynków lokalnych, które niesie za sobą stan pandemii w Polsce? Jak można im przeciwdziałać?
Kamila Guzewicz: Z perspektywy Łącznika, największym zagrożeniem był zakaz spotykania się, co sprawiło brak możliwości korzystania z naszego lokalu w Kamienicy Pozarządowej w Ełku, wyposażonego w lodówkę do przechowywania produktów – Urząd Miasta (właściciel kamienicy) poprosił wszystkich użytkowników lokali o niekorzystanie z biur o ile to możliwe. Na szczęście szybko znaleźliśmy rozwiązanie – skorzystaliśmy z gościnności sklepu wysyłkowego, który udostępnił nam swoje biuro, do którego po odbiór produktów ludzie przychodzą na umówioną wcześniej godzinę, unikając zgromadzenia.
Urszula Podurgiel: Jedną z barier, która akurat nie jest związana z pandemią, ale ma duże znaczenie jest brak jednoznacznych i jasnych przepisów w zakresie wytwarzania i sprzedaży produktów spożywczych.
Kamila Guzewicz: Właśnie. Na razie działamy nieformalnie, jako platforma pośrednicząca, łącząca producentów z odbiorcami. Docelowo chcemy założyć fundację i konsultować wszystkie przepisy z Sanepidem, Urzędem Pracy i innymi podmiotami. Chcemy móc sprzedawać produkty lokalne, aby każdy mógł na tym jakoś zarabiać i abyśmy działali zgodnie z prawem. Chcemy też prowadzić działalność edukacyjną i szkoleniową, stąd taka potrzeba powołania podmiotu prawnego. Zamierzamy też uruchomić sklep internetowy, żeby lepiej promować produkty i samych dostawców – ułatwi to nam też sprzedaż z zachowaniem bezpieczeństwa w trakcie i po epidemii.
Urszula Podurgiel: Jeśli chodzi o zagrożenia, które widzę teraz, to jest to walka o przetrwanie. Wszyscy w czasie epidemii stracili, ale ci którzy mają większe zasoby, będą mieli większe możliwości, żeby odrabiać straty i będzie się to odbywać kosztem lokalnych rynków. Silniejsi będą mniej dbać o takie Mazury, nie będą inwestować w lokalnych producentów. Widać to choćby po tym, że takie działania nie są i nie były dotowane. Nie mamy strumieni pieniędzy na uruchamianie takich inicjatyw ani przyjaznego prawa ułatwiającego rozwijanie krótkich łańcuchów dostaw. Takie inicjatywy tworzą się bardzo oddolnie, w działaniu obywatelskim. Inicjatywie Łącznik, która rozwija się w oparciu o pomysły ludzi i głównie zaangażowanie ich zasobów (czasu i pieniędzy) będzie niezwykle trudno rozbudować nowe kanały dystrybucji i stanąć na nogi, zajmie im to bardzo dużo czasu. A środki jakie mogą otrzymać w OWES są naprawdę skromne. Taka sytuacja może sprawić, że inicjatywy takie jak Łącznik będą wykluczane z rynku, bo nie będą miały siły przebicia.
Jak temu przeciwdziałać? Ja widzę dwie ścieżki. Jedna z nich to wywieranie nacisku na polityki publiczne w kierunku zmiany prawa umożliwiającego lokalnemu wytwórcy w łatwy i przyjazdy sposób sprzedaż swoich produktów zgodnie z prawem. Wywieranie nacisku, żeby prawo było bardziej liberalne, żeby ludzie mający do zaoferowania dobry produkt, nie będąc rolnikiem, mogli go sprzedać. Druga droga, to droga obywatelska – czyli tworzenie przez obywateli takich inicjatyw. Im więcej ich będzie, im bardziej będą one zauważalne, tym łatwiej będzie je propagować i docierać do odbiorców i dostawców, powiększać grono zainteresowanych. Ja uważam, że to jest nasza wspólna odpowiedzialność za wspieranie takich inicjatyw, jak Łącznik. Ten temat trzeba nagłaśniać, także w szerszych kręgach, na szczeblu wojewódzkim i krajowym. Im więcej takich inicjatyw, tym lepiej. Widzę tu szansę dla Forum Aktywizacji Obszarów Wiejskich, żeby propagować rozwój rynków lokalnych, żeby lobbować o zmianę prawa wraz z konkretnymi środkami, które będą mogły wspierać takie oddolne inicjatywy, a także żeby uruchamiać programy wsparcia takich inicjatyw jak Łącznik, konkretną wiedzą, rozwiązaniami i środkami finansowymi.
Idea krótkich łańcuchów dostaw jest czytelna, ludzie są coraz bardziej świadomi potrzeby kupowania produktów sezonowych i lokalnych, które powstają kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów od nich, a nie kilkaset czy kilka tysięcy. Ale takie inicjatywy będą się bardzo powoli rozwijać bez zastrzyku środków i sprawdzonej wiedzy, która mogłaby przyspieszyć rozwój i usamodzielnić je, także ekonomicznie. Czyli FAOW mógłby promować jakie inicjatywy w kraju, z drugiej strony lobbować na rzecz zmiany prawa, a z trzeciej strony wspierać budowanie takich programów rozwijania i wzmacniania inicjatyw typu Łącznik.
Czy uważasz, że obecna sytuacja w Polsce może ukształtować nowe zwyczaje konsumenckie w społeczeństwie, a tym samym wypromować lokalnych producentów żywności?
Urszula Podurgiel: Uważam, że tak! Budowanie świadomości konsumenta to podstawa. Jeżeli ja wiem, że mogę kupić miód wyprodukowany 20 km ode mnie, który jest produktem regionalnym, to oczywistym jest, że wybieram właśnie taki. Kupując taki produkt, nie tylko mam pewność dobrej jakości produktu, ale także świadomość, że wspieram lokalnego producenta, wspieram gospodarkę w moim regionie. Ja tu mieszkam, tu zarabiam i tu chcę wspierać lokalną gospodarkę. To jest ze sobą bardzo ściśle powiązane. Ważne, żeby promować i kupować lokalnie. Dzięki temu każdy z nas może napędzać rozwój lokalny i wspierać go w codziennych działaniach. A poprzez to, zwiększać zapotrzebowanie wśród odbiorców na produkty lokalne tworzone w oparciu o naturę i bliskość. A logika rynku jest taka, że jak zaczyna być zapotrzebowanie na dane produkty i usługi, to one się pojawiają.
Ja czuję taką odpowiedzialność społeczną za rozwój takich inicjatyw i czuję, że to po prostu leży w naszym interesie. Są takie obszary, w który nie mogę powiedzieć „to nie moja sprawa” – takim obszarem jest choćby zdrowie. Mniej wysokoprzetworzonych produktów, a więcej zdrowych wyrobów. Epidemia COVID-19 pokazała nam, że z naszą odpornością nie jest najlepiej, a przecież częściowo nasza odporność jest budowana na tym co jemy.
Czy w tym momencie można się pokusić o wstępne wnioski jak stan epidemiczny w Polsce zmienił rynek lokalny, na czym polegają te zmiany i czy mogą mieć charakter długotrwały?
Urszula Podurgiel: Są już pierwsze prognozy, mówiące o tym, że będziemy długie lata odbudowywali straty po epidemii, że bezrobocie znów będzie dwucyfrowe. Kilkadziesiąt tysięcy firm zawiesiło działalność, wszyscy odczuwamy i jeszcze odczujemy ten kryzys. To nie jest tylko kwestia odmrożenia pewnych usług, ale przede wszystkim zmniejszenie zasobności naszych portfeli sprawi, że na wiele z nich nie będziemy mogli sobie pozwolić. To też rodzi zagrożenie dla lokalnych producentów żywności, bo jednak te produkty nie są tak tanie, jak w sieciach dyskontowych. One mają wyższą cenę, bo oferują o wiele lepszą jakość. I takie ryzyko jest realne, że konsumenci sięgną po najtańsze produkty w tych trudnych czasach.
Ale jest też przed nami wyzwanie do zmiany stylu życia. I tak wszyscy wiemy, że kupujemy za dużo. Ten czas epidemii prosi się o to, żeby zmienić styl życia, lepiej dbać o siebie – lepsze dbanie o siebie, to kupowanie lepszego jedzenia, to korzystanie z krótkich łańcuchów dostaw, to kooperacja. Zastanawiam się, czy gdybyśmy kupowali głównie od lokalnych dostawców, drożej, ale świadomie, czyli mniej, to śmiem twierdzić, że zostałoby nam trochę oszczędności w kieszeni. My przetrwamy, jeżeli zainwestujemy w kooperację – mając silną kooperatywę spożywczą mamy zbudowaną sieć osób i podmiotów, które w konsekwencji zyskują, wspierają się nawzajem, ufają sobie, bo wszyscy jesteśmy sąsiadami. W perspektywie kraju, niska liczba kooperatyw świadczy o naszej kondycji społecznej, że słabo sobie radzimy ze współdziałaniem. Ten czas epidemii to dla mnie wyraźny sygnał, żebyśmy dbali o siebie, jako społeczność, wspólnotę, a nie tylko i wyłącznie jako jednostki.